Widziałam film „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej” i przyznaję – uwiódł mnie… Po kultową książkę Wisłockiej sięgnęłam jako podlotek. Była to jedna z pierwszych lektur, którą przeczytałam od deski do deski. O samej autorce niewiele wtedy wiedziałam.
Wiele lat później przeczytałam najpierw wywiad, którego udzieliła już jako schorowana starsza pani, a później trafiłam na rozmowę z jej córką Krystyną Bielewicz. Z tych teksów wyłonił się portret niezwykłego człowieka — kobiety z krwi i kości, która nie bała się żyć po swojemu, ale nie była także pozbawiona wad. Dlatego tak bardzo ciekawa byłam filmu, który miał przybliżyć jej historię. I się nie zawiodłam.
