-A może byśmy tak najmilszy wpadli na dzień… – mówię.
– Byle tylko nie do Tomaszowa – odpowiada Pan Alter Ego, niwecząc cały romantyzm. I dodaje: – Może pojedźmy do Gdańska. Wsiądziemy w byle jaki pociąg w sobotę rano, a niedzielę wieczorem będziemy z powrotem w stolicy.
– Doba nad morzem? Zmęczyłam się na samą myśl o takiej eskapadzie.
– Nie przesadzaj. W 24 godziny obskoczymy całe miasto.
I rzeczywiście, obskoczyliśmy…
Spacer po najbardziej reprezentacyjnej ulicy miasta był utrudniony, bo trwał akurat jakiś okolicznościowy bieg. Fontannę Neptuna podziwialiśmy z daleka, ale jego muskularna sylwetka jak zawsze zrobiła na mnie wielkie wrażenie.

Nad Motławą szukaliśmy wytchnienia i powiewu luksusu.

Muzeum II Wojny Światowej ma imponującą bryłę. Ciekawa, multimedialna ekspozycja, unikatowe eksponaty sprawiły, że nie zauważyliśmy, kiedy mijały kolejne godziny zwiedzania. Gdy wyszliśmy, zmierzchało. Czuliśmy też ciężar trudnej lekcji historii. W tym niezwykłym miejscu łatwo zrozumieć, że totalitaryzm naprawdę zaczyna się niewinnie – od niechęci i strachu przed innością.

Galeria Starych Zabawek kusiła interesującą witryną, ale do wejścia do środka zniechęciło mnie to, że za fotografowanie eksponatów trzeba było uiścić opłatę. Na dodatek uzmysłowiłam sobie, że podobne okazy mam na własnym strychu.



