Bolonia na majówkę – dlaczego akurat ten kierunek?
Miało być w miarę blisko, w miarę przystępnie cenowo i w miarę ciepło. Wybraliśmy więc podróż tanimi liniami lotniczymi, a cały potrzebny na trzy dni dobytek, skompresowaliśmy i zapakowaliśmy w bagaż podręczny. I muszę przyznać, że choć lubię mieć do wyboru kilka kreacji, to udało mi się jakoś domknąć walizkę. O tym, że takie tanie latanie ma sporo minusów, przypominam sobie zazwyczaj za późno, bo dopiero w samolocie. Całą drogę do Bolonii wysłuchiwaliśmy komunikatów personelu pokładowego, dotyczących przeróżnych kwestii – począwszy od menu, wolnocłowej oferty handlowej, a skończywszy na jakiejś loterii. Po kokpicie rozchodził się mdły zapach garam masali.
Pogoda nas nie zawiodła, przynajmniej ta w Modlinie. 27 C, słońce, atmosfera pikniku, ludzie wygrzewający się na trawie z piwkami w dłoniach i delektujący promieniami polskiego słońca sprawiły, że żal nam było wylatywać. Zwłaszcza, że od tygodnia z sercem w gardle śledziliśmy włoskie prognozy pogody, które nie były optymistyczne – ziąb, ulewne deszcze i burze. Zero słońca. Od tygodnia próbowałam też leczyć zaziębienie, żeby cieszyć się krótkimi wakacjami i dolce far niente. Niestety, zapewnienia lekarki, która uspokajała mnie, że nurofen forte 400 postawi mnie na nogi, choć cena za wizytę raczej z nóg zwali, okazały się tylko w połowie prawdziwe. W tej drugiej połowie. Tak więc w deszczowej Bolonii (a jakże, tym razem prognozy się sprawdziły) bolało mnie już nie tylko gardło, ale też ucho, a z nosa kapało jak z dziurawej rynny. Na dodatek miasto przywitało nas stalowym niebem i obietnicą rychłego oberwania chmury. Spełnioną obietnicą. Do suchej nitki przemokły mi więc moje jedyne buty, a uciekając przed deszczem, tak nadwyrężyłam sobie śródstopie lewej stopy, że przez resztę dni skakałam na jednej nodze.

Bolonia
…okazała się miastem hałaśliwym, tłocznym i nieprzewidywalnym. Mieszkaliśmy na tak zwanych obrzeżach. Patrząc na mapę, wydawało się, że z hotelu do centrum jest rzut beretem. Niestety w praktyce okazało się, że jest to miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc, a jedyna linia autobusowa, to tajemnicza widmowa F-ka. Widmowa, bo zawsze jeździła pusta, albo… z nami jako jedynymi pasażerami. Nic dziwnego, za bilet trzeba było wybulić pięć euro. Na szczęście przyjazny kierowca doradził nam inną, tańszą linię, a nawet wskazał palcem, najbliższy (choć to eufemizm) przystanek. W efekcie większość pobytu przemieszczaliśmy się po mieście pieszo, co zaowocowało moją wizytą u ortopedy tuż po powrocie do Polski.
Bolonia
…to miasto arkad – ciągną się przez 40 kilometrów, a kolumn jest ponoć 666…, choć nie chce mi się wierzyć, że ktoś miał cierpliwość i rzeczywiście je policzył. Arkady są bardzo przydatne, zwłaszcza jak pada deszcz. Bolonia to też miasto kościołów – znajduje się tu m.in. szósta co do wielkości świątynia na świecie: Bazylika świętego Petroniusza. Obiekt rzeczywiście robi imponujące wrażenie, ale nie zachwyca urodą. Mnie ujęła bazylika Santo Stefano. To niezwykłe, pełne tajemnic miejsce z dobrą energią. W Bolonii odwiedziliśmy wiele kościołów i każdy z nich miał swój urok.
Bolonia
…to też miasto wież i słynnego dania bolognese, które nie jest tu podawane ani z sosem pomidorowym, ani z makaronem spaghetti. Gęsty mięsny sos serwowany jest z tagliatelle. Najlepszym daniem, jakie jednak jedliśmy okazały się bruschetty. Pyszne dodatki rozłożone grubą warstwą na czterdziestu centymetrach ciepłej chrupiącej bułki były warte swojej ceny.

Bolonia
…to także miasto wież. Dziś jest ich dwadzieścia, ale na przełomie XII i XIII wieku było ich sto dwadzieścia. Jedne z nich miały charakter obronny, inne mieszkalny, ale zawsze świadczyły o zamożności rodu. Dwie najsłynniejsze z nich – Asinelli i Garisenda – znajdują się w samym sercu Bolonii i są jednym z jej symboli.
…to również miasto, w którym znajduje się najstarszy uniwersytet na świecie. Università di Bologna został założony w 1088 roku. Kiedy dotarliśmy do kampusu, zaskoczeni byliśmy tym, że czcigodne uczelniane mury dość gęsto pokryte są graffiti. Wraz z żakami wypiliśmy pyszną kawę za jedyne 1 euro.

Reasumując: To była cudowna wycieczka! Warto odwiedzić nawet deszczową Bolonię 🙂

Przymierzałam się do tego kierunku już kilka razy, ale zawsze jakoś uciekały mi sprzed nosa tanie bilety 🙂
W Bolonii byłam 2 lata temu podczas wycieczki objazdowej po Włoszech. Koniecznie muszę do niej wrócić, bo jeden dzień na jej zwiedzenie na spokojnie to zdecydowanie za mało! 🙂
Ciekawy kierunek na wyjazd, chociaż w moim przypadku jakoś mi nie po drodze do Włoch.
Czytając wstęp myślałem, że będzie narzekanie 🙂 Ale Bolonia jest piękna o każdej porze roku. Nie ważne jaka pogoda i tak będzie człowiek zadowolony 🙂
Fajny tekst – uwielbiam Włochy, ale w Bolonii jeszcze nie byłam, muszę to nadrobić.
Byłam kilka lat temu! Piękne jest to miasto, jak i całe Włochy! 🙂
Ale pięknie! 🙂
Ciekawie się ciebie czyta. Bolonia, zaskoczyła mnie motywem kulinarnym. To dla mnie ważna informacja.
Serdecznie pozdrawiam!