Widziałam film „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej” i przyznaję – uwiódł mnie… Po kultową książkę Wisłockiej sięgnęłam jako podlotek. Była to jedna z pierwszych lektur, którą przeczytałam od deski do deski. O samej autorce niewiele wtedy wiedziałam.
Wiele lat później przeczytałam najpierw wywiad, którego udzieliła już jako schorowana starsza pani, a później trafiłam na rozmowę z jej córką Krystyną Bielewicz. Z tych teksów wyłonił się portret niezwykłego człowieka — kobiety z krwi i kości, która nie bała się żyć po swojemu, ale nie była także pozbawiona wad. Dlatego tak bardzo ciekawa byłam filmu, który miał przybliżyć jej historię. I się nie zawiodłam.

Obraz wyreżyserowała Maria Sadowska, a w roli Michaliny Wisłockiej oglądamy Magdalenę Boczarską. Rolę Stacha Wisłockiego — męża lekarki, gra Piotr Adamczyk, w postać jej przyjaciółki Wandy wciela się Justyna Wasilewska. Moim faworytem jest jednak Eryk Lubos, który po mistrzowsku zagrał rolę Jurka, czyli wielkiej miłości Michaliny.
Film przybliża nam losy Wisłockiej na przestrzeni lat 40., 50 oraz 70. – pokazuje zatem jej młodość, karierę naukową, wybory sercowe, życie w miłosnym trójkącie, a wreszcie samotność, z którą przyszło jej się zmierzyć. Główną osią fabularną filmu są zmagania słynnej lekarki z licznymi cenzorami i walka o wydanie dzieła jej życia — książki „Sztuka kochania”. Dlatego też wszystkie inne wątki są tu potraktowane jako retrospekcje.

Jak uległam stereotypom
Początkowo nie byłam przekonana, że Magdalena Boczarska to trafiony wybór obsadowy. Aktorce nie można odmówić wdzięku, urody i talentu, ale jej emploi nie przystawało do wizerunku autorki kultowej „Sztuki kochania”, który miałam w głowie. Wisłocka kojarzyła mi się z bezpośredniością, otwartością, pewną szorstkością, a może nawet niezgrabnością. Tymczasem Boczarska to eteryczna, prześliczna kobieta. Okazało się, że zagrała wbrew własnym warunkom i stworzyła świetną aktorską kreację. Boczarska w roli Wisłockiej jest bardzo przekonująca — doskonale wczuła się w graną przez siebie postać, przejęła jej energię, sposób poruszania się, a nawet tembr głosu. Wielkie znaczenie odegrała tu rzecz jasna także świetna charakteryzacja — przydała się zwłaszcza wówczas, kiedy na ekranie oglądamy starzejącą się Wisłocką.
I po co tyle nagości
Gdzieś przeczytałam, że w filmie „Sztuka kochania” jest więcej scen seksu niż w „Pięćdziesięciu twarzach Graya”. Szczerze mówiąc, nie zauważyłam tego. Nie dlatego, żeby seks nie miał dla mnie znaczenia, ale widocznie te sceny niczym mnie nie zaskoczyły. Owszem, jest w „Sztuce kochania” sporo nagości, ale nie ma nią epatowania. Sceny seksu — te najbardziej pikantne z filmowym Jurkiem (Eryk Lubos) są pokazane ładnie, bez nutki wulgarności. O tym, że bohaterowie uprawiają seks często i eksperymentują, dowiadujemy się, oglądając kalejdoskop dalekich planów z ładnymi widoczkami i mikroskopijnymi postaciami w tle. Te ostatnie do złudzenia przypominają maleńkie poglądowe rysunki z pierwszego wydania „Sztuki kochania”.

Nic się nie zmieniło
Michalina Wisłocka przez długi czas nie mogła wydać swojej najważniejszej książki — „Sztuki kochania”. Władze PRL-u były przekonane, że to szkodliwa publikacja. Autorka szukała wsparcia w wielu miejscach — wśród sekretarzy partii, środowiska akademickiego, a nawet przedstawicieli kościoła. Jako kobieta – naukowiec nie była jednak traktowana poważnie. Trudno nie zauważyć, że te filmowe sceny są nad wyraz aktualne i brzmią dziś szczególnie wymownie. Tak wtedy, jak i dzisiaj, głównymi decydentami w sprawach dotyczących kobiet okazują się mężczyźni. Chociaż filmowe dialogi brzmią chwilami zabawnie, to nie sposób odczytać ich gorzkiego przesłania. Jak choćby w scenie, w której Wisłocka rozmawia z partyjnymi dygnitarzami:

— Wiesz skąd jesteś? — pyta jednego
z nich.
— A co, jestem z Warszawy.
— Z waginy jesteś! I ciebie też
w kapuście nie znaleźli.
Czy w dialogu z szacownym panem profesorem, który mówi: „Serca mają wszyscy…”, a lekarka odpowiada: „A cipkę tylko połowa społeczeństwa?”.
Ślepy o kolorach nie napisze
Jest takie oklepane powiedzenie: to życie to gotowy scenariusz na film. Ale w przypadku Michaliny Wisłockiej rzeczywiście jest to prawda. Jej historia jest nietypowa. Nie brakowało w niej miłości i seksu. W jednej ze scen mówi kreowana przez Boczarską bohaterka: „Ślepy o kolorach nie napisze”, a w innej dodaje, że w życiu chodzi o to, żeby… „rzęsą nie zarosło”. Gdyby więc wiodła bardziej zwyczajne, pruderyjne życie, to „Sztuka kochania” być może nigdy by nie powstała.



Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej
Na ekranie oglądamy plejadę polskich gwiazd, co nie zawsze jest zaletą, bo nie ma nic gorszego niż ograna twarz, ale tym razem niemal wszyscy stanęli na wysokości zadania. Magdalena Boczarska, Piotr Adamczyk, Eryk Lubos, Justyna Wasilewska, Danuta Stenka, Karolina Gruszka, Wojciech Mecwaldowski, Arkadiusz Jakubik, Artur Barciś oraz Borys Szyc – wykreowali świetne role.
Realizatorzy dołożyli starań, żeby nie tylko oddać realia tamtych czasów, ale także uczynić je nieco bardziej barwnymi. Stąd kolorowe stroje tytułowej bohaterki, które wyczarowywane są z obrusa czy zasłon.
Wzruszający, zabawny, błyskotliwy, seksowny – po prostu film wart obejrzenia.
Produkcja: Polska 2017
Reżyseria: Maria Sadowska
Scenariusz: Krzysztof Rak
Premiera: 27 stycznia
Materiały prasowe – fotosy z filmu udostępnił Next-film za co serdecznie dziękuję.

Wspaniała recenzja, jestem urzeczony. Na tyle, że obejrzę ten film, mimo że od polskiego kina stronię jak od wizyt w kościele 🙂
Ale Wisłocką się pewnie czytało pod kołdrą? Hm? 🙂
Recenzja super – jak zawsze. Na film pójdę na pewno. Własnie gdzieś przeczytałam, że na premierze nie wspomniano, że scenariusz w dużej mierze bazuje na książce Violetty Ozminkowski „Sztuka kochania gorszycielki”. Potem próbowano to nadrobić, ale autorka była bardzo rozżalona i miała żal do producenta Piotra Staraka. Taki smaczek do twojej recenzji.
Nie wiedziałam o tym. Mało elegancko 🙁
Film jest dobry, wart zobaczenia.
Po obejrzeniu filmu miałam wrażenie że Wisłocka prywatnym życiu wcale Ale to wcale nie miała szczęścia w miłości. Bo jak nazwać ten dziwny trójkąt, w którym obdarzony wielkim libido Stach uprawia seks z Wandzią młodszą od Michaliny i bardzo chętną. Tu widzę małą nieścisłość w recenzji. Stach przecież nigdy nie był jej mężem natomiast w tajemnicy oświadczył się Wandzi ale z marnym rezultatem. Również Jurek był przecież żonatym mężczyzną. Michalina znowu tą trzecią…
Agnieszko, mylisz się, Stach był mężem Michaliny – wyszła za mąż za niego jako młoda dziewczyna. Zauważ, że Stach nazywał się Wisłocki :). A co do szczęścia w miłości? No cóż, Jurka bardzo kochała i chyba ze wzajemnością, a że miał żonę… W życiu nic jak widać nie jest czarno-białe.
Jeśli Stach był jej mężem to akurat z filmu nie wynika. Również nic nie dowiadujemy się z filmu na temat jego nazwiska
Aga, ale filmy to nie zawsze są dokumenty biograficzne – napisałaś zarzut, że jest w recenzji nieścisłość, więc ją wyjaśniłam. To nie ja, tylko Ty tę kwestię podjęłaś. Ja akurat trochę czytałam na temat biografii Wisłockiej, więc nawet mi do głowy nie przyszło, że ktoś może tego nie wiedzieć :). Filmy fabularne rządzą się swoimi prawami, lepiej nie traktować ich jako źródła encyklopedycznej wiedzy 🙂
CZekam z niecierpliwością aż będa wyświetlac film w moim mieście. Pierwsza police kupić bilet.
Rzadko sięgam po wytwory polskiej kinematografii, ale myślę, że w tym przypadku warto się skusić 🙂
Pamiętam czytanie Wisłockiej w liceum pod ławką na lekcjach, bo kolejka po książkę była dłuuuga. Można powiedzieć, że nasze pokolenie uczyło się ze „Sztuki kochania” wszystkiego o fizyczności i nie tylko. To naprawdę była rewolucja seksualna 🙂
Ciekawa jestem filmu, bo czytałam kiedyś o Wisłockiej, pozdrawiam 🙂
Bardzo fajna i szczegółowa recenzja.
Chyba zrządzenie losu, właśnie planuję się wybrać na ten film :]. Czytałam również wywiady o których mówiłaś muszę przyznać że zadziałałby na mnie. pozdrawiam ;]
Z chęcią film obejrzę. Książkę również czytałem, ale bylo to tak dawno..
Podoba mi się związek między tematem wpisu a nazwą bloga 😉
A to już całkiem przypadkowy zbieg okoliczności.
8 lutego wybieram się na ten film i jestem go bardzo ciekawa. Wisłockiej nie czytałam, nie było okazji, ale na pewno to zrobię. Widziałam film „Bogowie” tych samych twórców i byłam urzeczona liczę więc, że i „Sztuka kochania” również będzie na określonym poziomie. W filmie chcę zobaczyć prawdziwego człowieka, kobietę – nie legendę.
Film „Bogowie” także widziałam i bardzo mi się podobał. „Sztuka kochania” choć reklamowany jako dzieło tych samych twórców, jest w zupełnie innym klimacie. Ale przecież i bohaterka zupełnie inna. Tamten jednak bardziej mnie wzruszył. Myślę jednak, że „Sztuka…” też przypadnie Ci do gustu.
Bardzo spodobała mi się ta recenzja, mega zachęcająca!
jestem bardzo ciekawa tego filmu…być może uda się wybrać
Wybieram się na film w ten weekend. Nie mogę się doczekać dzięki Twojej recenzji!
🙂 mam nadzieję, że Ci się spodoba ten film 🙂