Dwoje ludzi uwięzionych w windzie. Dwoje bliskich sobie ludzi uwięzionych w windzie. Bez przesady: dwoje ludzi uwięzionych w windzie, których niegdyś połączył seks, nie mający wiele wspólnego z bliskością.
Teraz utkwili w wyłożonym lustrami prostopadłościanie, z błyszczącymi ozdobami z chromoniklu, gdzieś między 26 a 27 piętrem najwyższego hotelu w środkowowschodniej Europie.
Uwięzieni w zamkniętej przestrzeni nieskończoności, powieleni po tysiąckroć: ona, on, ona, on, ona, on, ona, on, ona, on, ona. Skazani na swoją obecność, oddechy, odbicia. Odwróceni plecami do siebie: widzą swoje twarze. Zwróceni przodem do siebie: widzą swoje plecy. Absurd przeznaczenie, logika luster.
Wymijali się przez całe życie. Krótkie spotkania. Przypływy, odpływy. Zadzwonię, napiszę, przyjadę – czas przyszły niedokonany. Teraz, proszę – ironia losu! Skazani na siebie bez możliwości ucieczki. Kwadrans, po długiej podróży. Podróży, która trwała dobę, a może rok, a może dziesięć lat. Kwadrans – zawieszony w czasie.
Tak musi wyglądać wieczność. Chwile, niczym krople gliceryny w pracowni nawiedzonego fotografa: le-ni-wie spadają na ziemię. Słowa pęcznieją, wypływają z ust niczym kasza gryczana, dochodząca w garnku owiniętym warstwami gazet. Ciepłe, miękkie, zwyczajne. Słowa ciemne i ciężkie jak brunatne niedźwiedzie. Próbują wymościć sobie miejsce, przygotować legowisko.
Jakieś monosylaby brzmią głucho i ciężko opadają na dno świadomości, niczym kamienie wrzucane do głębokiej studni. On potrząsa głową jak pies, który po wyjściu z rzeki chce się pozbyć kropel wody na sierści. Nagły deszcz na wysokości łydek.
Po chwili widzę, jak się pręży. Znam te kocie ruchy – powolne, ostrożne, nienaturalnie płynne. Koty boją się wody – ten spada bezgłośnie na wełnianą wykładzinę. Słowa toczą się jak kłębek anilany. Motek odbija się o ściany luster. Po głowie tłucze się jakiś psychologiczny wywód o drugiej stronie kilimu, a może makaty?
Między piętrami
Stoimy zaskoczeni nagłością zbiegu okoliczności. Mieliśmy zjechać na parter, uścisnąć sobie dłonie, pocałować w policzek i powiedzieć nic nie znaczące i jakże głupie: „Uważaj na siebie” i rozejść się w świat. Tymczasem stoimy ogłupiali – jak dwa słupy soli – między piętrami. Oniemiali jak żona Lota. I wiem już, że będę omijać z daleka ten hotel i to miasto. I wiem już, że on będzie przychodził tu wielokrotnie, i z każdego miejsca tego miasta będzie szukać wzrokiem wieżowca z nogą.
Dziewięćset sekund między piętrami – bezgłośnych, milczących, lustrzanych, zastygłych. Bonus od losu. Aksamitne słowa, welurowe myśli wypowiedziane zbyt głośno, odbiły się o szkło i upadły na ziemię. Brunatne niedźwiedzie zamieniły się w polarne. Mówił wolno, uważnie przeżuwając słowa. Spojrzałam na jego ramię, potem uniosłam wzrok wyżej i ujrzałam swoje odbicie. Pomyślałam, że taką twarz musi mieć ktoś, kto słucha komunikatu o pogodzie.
Dwa srebrne
psy husky
gwałtownie pociągnęły zaprzęg. Żołądek na wysokości gardła. Winda ruszyła w dół. Niedźwiedzie i psy rozpłynęły się podobnie jak jego słowa. Po chwili połyskliwe drzwi rozsunęły się i ujrzeliśmy jasny hol. Czas znowu ruszył.
Podał mi rękę, nachylił się do pocałunku, przytrzymał moje ramię, spojrzał jak pies, który domaga się pieszczot, a może jak wilk, który znalazł swą samicę.
Otrzepałam się z jego rąk, popatrzyłam jak srebrne iskry topnieją na jego karku. Kropelki słów wypadające z moich ust zamieniały się w kulki przejrzystego lodu i pojedynczo opadały na marmurową posadzkę holu:
„Zbyt późno zrozumiałeś, że mnie kochasz”.
Ostatnie słowo potoczyło się po podłodze i znikło gdzieś — porwane przez pęd obrotowych drzwi.
Ja tu byłem, od pierwszej litery do ostatniej kropki przeczytałem, ale nie jestem fanem prozy poetyckiej i czytało mi się dość ciężko, nawet przy uwzględnieniu faktu, że Twoje pióro lubię i cenię jak diabli 🙂
🙂 rozumiem. Tym bardziej dziękuję za komentarz. Zobacz – jak ciężko musiało być tym w windzie 🙂
A ja uważam przeciwnie, czytało się BARDZO dobrze. To nie jest tekst na pudelka czy do Zwierciadła, tylko proza
Bardzo mi miło 🙂
Pierwsza myśl po przeczytaniu? Nasze codzienne windy zbyt rzadko się zatrzymują. Nie mamy chwili, by spojrzeć na siebie, pomyśleć, dowiedzieć się, co czujemy, z kim podróżujemy. Wsiadam więc do Twojej windy i czekam, co się stanie… Daję sobie chwilę.
PS. mnie twoja proza poetycka zachwyca i czytam ją z najwyższą przyjemnością. Pozdrawiam ciepło, Iw.
Dziękuję. Zastanawia mnie jak skrajne opinie może wywołać ten sam tekst – myślę, że w tym przypadku wynika to z faktu, kto jest odbiorcą. To jednak kobieca proza 🙂
Ciekawy tekst. Daje do myślenia 🙂 Ale jak ładnie napisane!
Dziękuję 🙂
Ależ sugestywne i działające na zmysły i wyobraźnię. Podobało mi się!
Dziękuję 🙂
Pięknie piszesz!!!
🙂
To Twój własny tekst? Świetny!
Oczywiście 🙂 Dziękuję, miło mi bardzo.
Na szczęście rzadko jeżdżę windami 😉
Tez mi aie ciężko czytalo .
Pozdrawiam 🙂
Rozumiem, nie wszyscy lubią prozę poetycką :). Za jakiś czas postaram się tu wrzucić coś bardziej uniwersalnego, jeżeli chodzi o formę. Problem w tym, że taka proza jest najczęściej dłuższą formą, a blog to chyba nie jest najlepsze miejsce, żeby ją prezentować, ale może się mylę 🙂
Urzekła mnie ta winda, słowa tak zgrabnie poskładałaś, że nie mogłam się oderwać zanim nie doczytałam do końca. Czytanie tego to jak picie chłodnej wody przez spragnionego.
Masz fajne „pióro”, z gatunku tych, które lekko się czyta. Pisz dalej 🙂
Dziękuję 🙂 Takie słowa mnie mobilizują do pisania 🙂
Przyznam, że mnie także się ciężko czytało bo nie lubię prozy, jednak podziwiam za czas włożony w napisanie tego 🙂 Pozdrawiam.
Rozbrajają mnie takie szczere komentarze 🙂
Mnie się spodobał „nagły deszcz na wysokości łydek” i „otrzepałam się z jego rąk”. Poza tym, klimatyczne:)